... w kozi róg. A przecież lubię kozy. Są takie pozornie głupie i  śmieszne. Mam nawet zdjęcia z nimi. Mają wielkie oczy i miłe są w  dotyku. Dają się głaskać. Szkoda, że w moim rogu kozim kóz nie ma. Róg  tylko jest. I to wcale nie ten Almatei, tylko taki zwykły, w którym  chwilami robi się duszno, a czasem nic nie widać. Bywa i tak. Biegam.  Przeraża mnie powódź. Cieszy wyprawa do Nadrenii w wakacje. W tym roku  na nie zasłużyłam bardziej niż zwykle. Drań rośnie i jest coraz  poważniejszym chłopcem, a ja uprawiam papierologię stosowaną, doskonalę  umiejętności i wyłapuję jednostki niepokorne, które wygrywają w  kolejnych konkursach, a w wolnych chwilach siedzę w teatrze czy muzeum. A  potem okrywam kołderką śpiącego drania, mijam ślubnego, który nie  komentuje moich decyzji i dopiero przy porannej kawie wysłuchuję  szczebiotu własnego dziecka, które opowiada mi swój świat. A wolne dnie  wypełniamy wyprawami we troje, we czworo, czasem również z psem. Z czego  zrezygnować? Cieszę się z tych wakacji, które ino mig...
Ostatnio zapatrzyłam się na umorusanego malucha w wózeczku, który mymłał  bułkę i wcale ładnie nie wyglądał, a mnie zrobiło się jakoś tak...  hm... szkoda? Tylko czego i czemu. klik 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz