Zła jestem? Nie... Smutna? I to nie... Zadumana za to ogromnie i jeszcze bardziej przerażona... Ten kraj nad Wisłą, co to go Polską zowią czasem, kocham jak jasna cholera i uczuć do niego nigdy z serca nie wyrzucę. Ten, którym pyski sobie i jedni i drudzy czasem wycierają w kufajce stojąc na mrozie. Mrozie uczuć oczywiście...
I sny mnie się w nocy nie imały i myśli takie spowolnione...
Jeszcze kawa mocna smakuje wspaniale i biała filiżanka białą jest nadal.
Wszak ja z tego domu, co to przedwojenną szkołę odebrał. Z domu utraconego, z którego uciekać trzeba było. Z tych ziem, które odzyskane nie zostały... Z tej rodziny, która wykształcenie ukrywać musiała... Z tej, co zgięta wpół szła...ale nigdy na kolanach!
... kawa pachnie cudownie, zegar stary odmierza bezbłędnie sekundy... podumam jeszcze chwilę przy piecu, z albumem...
Jutro pewnie spróbuję się podnieść...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz